Rozmowa z Bogdanem Zdrojewskim, europosłem, byłym ministrem kultury i dziedzictwa narodowego
Czym dla byłego prezydenta Wrocławia, ministra kultury, a dziś posła do Parlamentu Europejskiego jest „kapitał”?
Najważniejsze elementy tego pojęcia to wiarygodność, zaufanie i oczywiście zdolność do określonych aktywności finansowych. Niemniej jednak najcenniejszym z nich wydaje się wiarygodność.
Jak dziś wypadamy w Europie właśnie z punktu widzenia wiarygodności?
Bez wątpienia straciliśmy i na wiarygodności, i na zaufaniu, ale ponieśliśmy także spore straty wizerunkowe. Prestiż na arenie międzynarodowej ma ogromną wartość. Długo się na niego pracuje, ale można go utracić w mgnieniu oka.
Niebawem odbędzie się kolejne, XXVIII Forum Ekonomiczne w Krynicy. Jak Pan ocenia kondycję i poziom merytoryczny tej największej tego typu konferencji w Europie Środkowo-Wschodniej?
Nie oceniam. Nie mam ani do tego prawa, ani też niezbędnej wiedzy. Same spotkania, rozmowy są jednak ważne. Patrząc wstecz, da się zauważyć znaczący dorobek, istotne, wręcz historyczne wystąpienia, weryfikacje prognoz, ale również rosnący zbiór istotnych doświadczeń. Tym, co martwi, jest od czasu do czasu pojawiający się polityczny oportunizm. Przestrzegam przed tym.
Konferencja to także okazja do promocji. Czy polski kapitał wykorzystał swoją szansę, którą było wejście Polski do Unii Europejskiej?
Mając na uwadze przewidywania, prognozy, zakładane podstawowe cele – to bez wątpienia tak. Wykorzystaliśmy fundusze w maksymalnych wysokościach, a także kompletnie zmieniliśmy naszą, szeroko rozumianą, infrastrukturę. Patrząc natomiast na to z dzisiejszej perspektywy, można było osiągnąć jeszcze więcej, szybciej, mądrzej, także taniej.
A Pańska ocena tej kwestii z perspektywy byłego ministra kultury, a także samorządowca?
Tu akurat ocena jest i prosta, i łatwa do weryfikacji. W Europie uzyskaliśmy miejsce absolutnego lidera absorbcji środków europejskich i budziliśmy zarówno podziw, jak i zazdrość. Takie inwestycje, jak np. sala filharmoniczna NOSPR w Katowicach, NFM we Wrocławiu, Opera Podlaska w Białymstoku, ECS w Gdańsku czy Centrum Nauki Kopernik w Warszawie – to nasze znaki firmowe najwyższej jakości.
Centrum Nauki Kopernik to także inwestycja MKiDN?
Tak, i to z rekordowym wkładem. Dla mnie najważniejsze było realizowanie inwestycji w różnych dziedzinach, ale także dobrze rozłożonych geograficznie, np. w obszarze scen teatralnych było to i Zakopane, Gdańsk, Olsztyn, Wrocław, Gdańsk, Gardzienice, ale też Warszawa. Sale koncertowe powstały m.in. w Częstochowie, Opolu, Wrocławiu, Katowicach, Lublinie, ale i przy szkołach czy uczelniach artystycznych (Suwałki, Bielsko-Biała, Kraków). Szkoły artystyczne były zresztą najpoważniejszym beneficjentem polityki,
prowadzonej przeze mnie w tym okresie.
A co do polityki samorządów – jaka jest ich skuteczność w wykorzystaniu środków europejskich?
Samorządowcy nie zawiedli. Zrobili po prostu swoje. Jedyna uwaga może się odnosić do polityki kilku urzędów marszałkowskich i dotyczy zbytniego rozproszenia środków. Jest to jednak pokłosie koalicyjności zarządów i konieczności obdzielania każdego po, przynajmniej, trochu. W kilku więc przypadkach zabrakło tego widocznego, bardzo konkretnego skoku. Niemniej jednak szansę na poprawę kondycji większości gmin wykorzystaliśmy.
Czekają nas wybory samorządowe. Jak Pan ocenia kandydatów na prezydenta Wrocławia i szanse Platformy Obywatelskiej w tych wyborach?
Jacka Sutryka (kandydata Nowoczesnej i PO) namawiam, by wykazał większą odwagę i determinację do zmian w polityce miasta. Korekty nie są wystarczające. Owszem, Wrocław nie potrzebuje rewolucji, ale korekty to zdecydowanie za mało. Nie sadzę jednak, by kandydatka PiS była w stanie mu poważnie zagrozić.
Jeśli chodzi o wynik w Polsce; optymistą to ja nigdy nie byłem, ale zawsze jestem także ostrym przeciwnikiem wszystkich prognoz pesymistycznych. Naszym atutem jest posiadanie wielu prawdziwych samorządowców, w przeciwieństwie do np. PiS, która to formacja szuka bardziej namiestników partyjnych niż samodzielnych lokalnych liderów.
W Parlamencie Europejskim pracuje Pan przede wszystkim w komisjach kultury i obrony. To dość nietypowe połączenie?
Zawsze szukałem aktywności, które nie pozwolą łatwo mnie zaszufladkować. W mojej działalności jest wciąż pewna konsekwencja, jak i determinacja do niestania w miejscu. W Europarlamencie zajmuję się systemami satelitarnymi Copernicus i Galileo, cyberbezpieczeństwem, jestem członkiem Komisji Specjalnej PE do spraw Terroryzmu, a jednocześnie stoczyłem na przykład skuteczny bój o zwiększenie środków na programy stypendialne ERASMUS+ (na kolejną perspektywę został podwojony). Ostatni mój raport (z inicjatywy własnej) dotyczył barier w uczestnictwie w kulturze, z uwzględnieniem pierwszych całościowych badań na ten temat.
Czy 11 lat prezydentury, siedem lat na czele Ministerstwa Kultury, szefowanie klubowi parlamentarnemu i wiele lat w ławach poselskich, senatorskich w kraju oraz już czteroletnie doświadczenie eurodeputowanego – pozwalają Panu na lepszą, właściwszą, ocenę sytuacji Polski, Europy czy też świata?
Lepszą, bardziej precyzyjną bez wątpienia tak. Zwłaszcza w odniesieniu do Polski. Nie jestem jednak ekspertem od spraw międzynarodowych. Uzyskanie szerszej perspektywy jest oczywiście niezwykle cenne. Wolę jednak w wielu dziedzinach wykazywać powściągliwość i nie dokonywać ocen bez wystarczającej wiedzy. Dziś „mapa świata” jest niezwykle skomplikowana, trudna do rozszyfrowania i pełna rozmaitych domniemań. Często ze zdumieniem słucham polityków, odpowiadających na trudne pytania z niezwykłą lekkością, niefrasobliwością i bez niezbędnej wiedzy. Politycy powinni mieć oczywiście swobodę w kreowaniu swojej politycznej aktywności, ale umiejętne pozyskiwanie wiedzy od najwybitniejszych ekspertów to także ich obowiązek, jak i warunek rzeczywistego sukcesu.