Z Grzegorzem Skrzypczakiem, prezesem ElektroEko SA, rozmawiamy o nieoczywistych zagrożeniach dla producentów i importerów sprzętu elektrycznego – nie tylko tych wynikających z najnowszych interpretacji prawa, ale też z błędnie zaprojektowanej architektury całego systemu ZSEE.

Kapitał Polski: Panie Prezesie, co się właściwie wydarzyło? Dlaczego ostatnie tygodnie i „wyrok z Poznania” wywołały takie poruszenie w branży elektroodpadów?
Grzegorz Skrzypczak: W dużym uproszczeniu – zmieniło się nie prawo, ale sposób jego interpretacji. Inspekcja Ochrony Środowiska, powołując się na wyrok sądu administracyjnego w Poznaniu, uznała, że zużyty sprzęt elektryczny i elektroniczny powinien być przekazywany bezpośrednio do recyklera końcowego. To stawia pod znakiem zapytania działalność ponad stu legalnie funkcjonujących zakładów przetwarzania, które do tej pory były standardowym ogniwem w łańcuchu ZSEE. Dla wprowadzających oznacza to ryzyko kar, mimo że nie mają wpływu na sposób działania przetwórców. To klasyczny przykład rozbieżności między interpretacją prawa przez różne organy kontrolne a rzeczywistymi mechanizmami funkcjonowania rynku i całej gospodarki.
Czyli ktoś płaci, mimo że nie miał żadnej sprawczości?
Dokładnie. Producent czy importer nie zarządza ani logistyką, ani technologią przetwarzania – ale odpowiada za końcowy efekt. I właśnie dlatego tak uważnie monitorujemy tę sytuację – bo dotyczy bezpośrednio naszych klientów. Warto podkreślić: to nie jest jedyne zagrożenie. To tylko jeden z elementów szerszego łańcucha ryzyk, które coraz mocniej zaciskają się wokół wprowadzających.
Na czym ten łańcuch polega?
Obowiązki recyklingowe liczone są od średniej sprzedaży z trzech poprzednich lat. Problem w tym, że dziś do systemu wraca mniej zużytego sprzętu niż wtedy, gdy notowano rekordową sprzedaż. Powstaje nadpodaż mocy przetwórczych zakładów przetwarzania przy jednoczesnym spadku wolumenów od wprowadzających. To powoduje, że część podmiotów z całego łańcucha gospodarowania zużytym sprzętem nie przetrwa na rynku. Konsekwencją takiej sytuacji może być wzrost aktywności szarej strefy, czemu sprzyja brak skutecznej kontroli przestrzegania przepisów. Brakuje również mechanizmów dostosowujących obowiązki wprowadzających do rzeczywistego cyklu życia produktów – szczególnie tych o długim cyklu życia. Absurd systemu najlepiej widać na przykładzie pomp ciepła. Producenci muszą płacić za recykling tych urządzeń już od pierwszego roku sprzedaży, podczas gdy pompy ciepła działają nawet 15-20 lat. Płacimy za zbieranie i recykling sprzętu, który jeszcze przez dekadę będzie sprawnie grzał polskie domy.

A co z kontrolą? Czy wprowadzający mają dostęp do wiarygodnych informacji o tym, jak faktycznie realizowane są ich obowiązki?
To kolejne zagrożenie. W systemie BDO (Baza danych o produktach i opakowaniach oraz o gospodarce odpadami) brakuje obecnie dostępu do bieżących, wiarygodnych i zagregowanych danych. Wprowadzający nie mają narzędzi, by na bieżąco ocenić, czy ich obowiązki realizowane są rzetelnie. Szczególnie problematyczne są sytuacje, w których organizacje odzysku są powiązane kapitałowo z zakładami przetwarzania – wówczas priorytetem może być maksymalizacja zysku, a nie jakość przetwarzania. Zgodnie z danymi z KRS, z takich organizacji tylko w Polsce wypłacono już wiele milionów złotych dywidendy – to środki, które zostały wyjęte z systemu.
To robi wrażenie. Czy w innych krajach jest podobnie?
Nie. W większości państw UE organizacje odzysku działają na zasadzie not-for-profit, czyli nie wypłacają zysków akcjonariuszom. To model, w którym każda złotówka wraca do systemu i wspiera rozwój infrastruktury oraz edukację. W Polsce niestety część rynku poszła inną drogą – i to tworzy strukturalne ryzyko dla całego systemu.
A jak wygląda sytuacja z recyklatami? Wspomniał Pan wcześniej o dodatkowych kosztach.
Unia Europejska dąży do zwiększenia udziału recyklatów w nowych produktach. Nowelizacje rozporządzenia w sprawie ekoprojektowania i CPR przewidują konkretne progi dla wybranych kategorii sprzętu – w tym AGD, klimatyzatorów czy pomp ciepła. To zrozumiały cel środowiskowy, ale dla przedsiębiorców oznacza rosnące koszty. Recyklaty są dziś często droższe niż surowce pierwotne, a brak stabilnego popytu i mechanizmów wsparcia (np. systemów dopłat) sprawia, że inwestycje w gospodarkę obiegu zamkniętego są obarczone wysokim ryzykiem.
Czy są jakieś narzędzia, które mogłyby poprawić sytuację?
Dobrym rozwiązaniem mogłyby być fundusze powiernicze – mechanizmy, które umożliwiają odkładanie środków na przyszłe obowiązki recyklingowe. To szczególnie istotne w przypadku produktów o długiej żywotności, takich jak pompy ciepła. Zabezpieczeniem takiej możliwości mogą być również rezerwy finansowe tworzone przez organizacje odzysku, czego mogą dopilnować ich akcjonariusze. Dla wprowadzających, dla których wypłacanie dywidendy nie jest celem biznesowym organizacji, takie rezerwy mogą być dopuszczalne. Inaczej jest w przypadku właścicieli organizacji odzysku nastawionych na ich zysk.






